W drodze na Annapurnę, jeden z najgroźniejszych szczytów na świecie, ginie troje polskich wspinaczy. Ekipy ratunkowe odnajdują jedynie przysypane śniegiem, poskręcane liny, ale nie trafiają na żaden inny ślad po grupie. Kilka tygodni później jedyna członkini wyprawy pojawia się na granicy nepalsko-tybetańskiej, po czym zostaje zatrzymana. Polscy śledczy przywożą ją do kraju, gdzie ma odpowiadać za zabójstwo – okazuje się bowiem, że aby przeżyć w górach, doprowadziła do śmierci swoich towarzyszy. Co wydarzyło się w drodze na Annapurnę? I skąd śledczy mają dowody obciążające kobietę? Oprócz znalezienia odpowiedzi na te pytania, Joanna Chyłka musi zmierzyć się z własnymi problemami i groźbami człowieka twierdzącego, że to on niegdyś zaatakował ją kwasem...
TYTUŁ: Kontratyp
AUTOR: Remigiusz Mróz
WYDAWNICTWO: Czwarta Strona/19 września 2018
LICZBA STRON: 527
UWAGA: Poniższa recenzja może zawierać odniesienia do poprzednich części cyklu, a co za tym idzie – spoilery. Wszystkich będących do tyłu z nowymi tomami Chyłki zachęcam do sięgnięcia po recenzje „Kasacji” (tom I) oraz „Zaginięcia” (tom II).
Mało jest premier, na które kiedykolwiek czekam. Zwykle jestem nie na bieżąco z wydawniczymi nowościami (shame on me) i dowiaduję się o nich dopiero z instagrama, ewentualnie z blogów, a zaczynam czytać, gdy wszyscy inni mają już to dawno za sobą;) Cykl o Joannie Chyłce stanowi jednak wyjątek od reguły, bo kolejne tomy pisane przez Remigiusza Mroza w zawrotnym tempie (całe szczęście, że tworzy je szybciej niż G.R.R. Martin, bo inaczej umarłabym z tęsknoty) zamawiam jeszcze w przedpremierze. Tym razem udało mi się nawiązać współpracę z wydawnictwem Czwarta Strona i nowa Chyłka przyleciała do mnie na tydzień przed publikacją.
Słowem wstępu: powrót do tego duetu prawniczego smakował po prostu jak powrót do domu.
Nie jestem w stanie określić, na ile w ocenie „Kontratypu” udaje mi się zachować obiektywność. Jest to jeden z powodów, dla których zrezygnowałam z pisania opinii o każdym przeczytanym przeze mnie tomie. Nie kryję się z tym, że jestem w tej serii Mroza zakochana po uszy i jestem w stanie przymknąć oko na różne niedociągnięcia, które mogą się pojawiać. Jeśli miałabym jednak wytężyć wszystkie siły i spróbować ocenić, jak wypada ósmy tom na tle innych, śmiało powiedziałabym (i to z ręką na sercu), że dla mnie trzyma poziom. Znalazłam tutaj wszystko to, co spowodowało moje zadurzenie w historii Chyłki: jej cięty język, humor, trochę prawniczego żargonu i przede wszystkim sprawę mającą jak zawsze zaskakujące dla mnie rozwiązanie.
Zdaję sobie sprawę z tego, że wiele ludzi podtrzymuje opinię o tendencji spadkowej w jakości kolejnych tomów. Podobnie jednak jak nie mogłam się zgodzić z takim zdaniem w przypadku „Oskarżenia” czy „Testamentu“, tak i teraz uważam, że Mróz wykonał naprawdę dobrą robotę. Podjęty przez niego temat nie odbiega specjalnie od swoich poprzedników, bo autor po raz kolejny sięga po jeden z prawniczych terminów, by dopisać do niego swoją opowieść. Tym razem na tapet wzięty został dodatkowo popularny ostatnio motyw alpinizmu, być może z powodu wzrostu zainteresowania literaturą wysokogórską, który można zaobserwować od czasu niedawnych wydarzeń na Nanga Parbat (choć w posłowiu autor przywołuje pewien wykład na ALK). Znów kolejny byłam wodzona przez pięćset stron i mimo usilnych prób nie udało mi się wskazać, kto stoi za całą sprawą. (Właściwie udało, ale z racji niemożności zracjonalizowania swojej teorii, porzuciłam pomysł.) Plot twisty – zgodnie z tradycją – są zaskakujące, a jednocześnie nie odrzucają swoją absurdalnością, do czego Remigiusz Mróz ma niestety tendencję i widać to choćby w „Hashtagu”, czyli niedawno wydanej jednotomówce jego pióra.
Ważnym aspektem jest oczywiście również relacja Joanny z Kordianem. Przyznaję, że nieco obawiałam się tego, jak zostanie to rozegrane w tym tomie. „Testament” kończył się jednoznacznie, znajomość między prawnikami weszła na zupełnie nowy poziom, a ja nie byłam pewna, jak i oni, i pisarz odnajdą się w tej nowej sytuacji. Okazuje się jednak, że moje obawy były zupełnie bezpodstawne. Gwarantuję, że Chyłka nie zamieniła się nagle w potulnego baranka, nie została owładnięta żarem miłości, a Kordian nie płaszczy się jej pod stopami, zasypując ją toną cukru. W gruncie rzeczy większość pozostała taka sama, nawet jeśli nieco się zmieniło. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że Mróz i na tym polu dobrze się sprawił. Nie wiem, czy zepsucie tego wątku ktokolwiek mógłby mu wybaczyć;)
Jeśli miałabym powiedzieć coś na koniec, to mogę tylko stwierdzić, że dla fanów Chyłki będzie to uczta (co prawda krótka, bo wszyscy czytający wiedzą, w jak zawrotnym tempie pochłania się powieści z tego cyklu...). Jej przeciwnicy zapewne i tutaj znajdą pewne niuanse. A to sprawa zbyt mało spektakularna, a to rozwiązanie zbyt naciągane, a to bohaterowie zbyt mało domyślni. Taki już los i Chyłki, i Mroza, że oboje wzbudzają wśród czytelników kontrowersje. Niemniej! Warto było czekać od marca na ten ósmy tom. I warto wypatrywać dziewiątego, bo „Kontratyp” Remiugiusz Mróz zakończył w klasycznym stylu, czyli... cliffhangerem.
Ocena: 8/10
Za przedpremierowy egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona.
Ściskam i całuję,
S.
PS: Tym z was, którzy mają ochotę na posłuchanie dobrej muzyki, polecam playlistę stworzoną przez Kordiana, a dostępną na stronie Remigiusza Mroza.