,,Zimowy monarcha” Bernard Cornwell


„A teraz brońcie się sami" – tak odpowiedział rzymski cesarz delegatom Brytów, którzy przybyli błagać go o pomoc w walce z najazdem Saksonów, Anglów, Jutów i Fryzów.

Brytania na przełomie V i VI wieku po Chrystusie, najmroczniejszy czas w dziejach wyspy. Rzymianie odeszli, pogańscy bogowie ustępują nowej wierze – święte ognia gasną – nadchodzi era chrześcijaństwa.

Pogrążona w chaosie, podzielona na walczące ze sobą królestwa Brytania z trudem opiera się saksońskiej inwazji. Starzejący się władca, Uther, nie ma dziedzica w odpowiednim wieku – jedynym człowiekiem, który może sięgnąć po koronę i zjednoczyć kraj, jest podopieczny czarownika Merlina i nieślubny syn Uthera – Artur.

Uzbrojony w odwagę i honor, zdeterminowany, by ocalić Brytanię przed ostateczną klęską, musi stanąć do nierównej walki nie tylko ze zbrojną potęgą wroga, ale również siłami, których nie sposób zrozumieć...

Kochany i zdradzany, wielbiony i znienawidzony, Artur jest nie tylko symbolem honorowej walki o ginący świat – jest przede wszystkim człowiekiem z krwi i kości.

Źródło: okładka „Zimowego monarchy"


TYTUŁ: Zimowy monarcha
AUTOR: Bernard Cornwell
WYDAWNICTWO: Instytut Wydawniczy Erica/2010
LICZBA STRON: 548

Witam was w tę niekoniecznie gorącą sobotę, moliki książkowe :)

„Zimowy monarcha" miał być dla mnie oderwaniem od sagi pani Diany Gabaldon (Outlander) i wręcz nie mogłam się doczekać, aż skończę trzeci tom, by zabrać się w końcu za powieść Bernarda Cornwella. Słyszałam o tym autorze wiele dobrego, jest on polecany wszystkim miłośnikom książek osadzonych w mniej lub bardziej konkretnych realiach historycznych, wciąż jednak pozostających fikcją literacką. Nie jestem może specjalną wyznawczynią historii jako takiej, ale bardzo lubię jej elementy w powieściach, nie mogłam zatem oprzeć się urokowi angielskiego pisarza. Tym bardziej że historia miała dotyczyć legendarnego króla Artura! Zaufałam opiniom i obietnicom innych, zaopatrzyłam swoją biblioteczkę w jeden egzemplarz, a później... cóż, nie mogłam przebrnąć.


Wrażenia ogólne

To nie tak, że „Zimowy monarcha" jest złą książką, bo nie jest. Dostrzegam w niej całkiem pokaźną liczbę pozytywnych aspektów, które to zresztą sprawiły, że lektura tej powieści nie była tak trudna. Te aspekty, jakimi jest sama fabuła czy bohaterowie, nie były jednak w stanie zrekompensować mi sposobu, w jaki ta książka jest napisana. Nie chodzi mi, rzecz jasna, o język, choć o nim za chwilę, mam na myśli kwestie nieco bardziej techniczne. 

Bardowie opiewają miłość i bohaterstwo wojowników, wychwalają królów i schlebiają królowym, ale gdybym ja był poeta, sławiłbym przyjaźń.
 Bernard Cornwell „Zimowy monarcha”

Przede wszystkim narracja pierwszoosobowa. Jestem zagorzałym przeciwnikiem tego sposobu prowadzenia historii, wyznaję narrację trzecioosobową jako tę, która daje znacznie szersze pole do popisu. Być może moja niechęć do „Zimowego monarchy" już w tym detalu wzięła swój początek. Nie wspominając, że była to któraś z kolei powieść z tego typu narracją i mam wrażenie, że jestem nią już zmęczona. (A później czytałam „Dziennik Bridget Jones". Ratunku, pierwszoosobowa narracja w natarciu!) Poza tym samo to, jak narrator opowiada. Sięgając po tę powieść, nie spodziewałam się, że będzie ona wspomnieniami żołnierza walczącego u boku Artura. Nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że charakter wspominkowy (wracanie pamięcią do czegoś, co było, przelewanie tego na papier) pozbawiło tę książkę... szybkości i emocji. Derfel, czyli narrator, opowiada o wielu bitwach i rzeziach, ale opisy te są na tyle bezpłciowe i powolne, pozbawione dynamiki tak dobrze znanej z innych scen batalistycznych („Władca pierścieni" aż się prosi o wzmiankę), że nie wywołują żadnych emocji. Nie za bardzo nawet umiem wytłumaczyć, w czym tkwił szkopuł. Nie opuszczało mnie jednak wrażenie, że autor nie do końca radzi sobie z opisem militariów czy też nie zna się na tym, więc ogranicza te fragmenty do absolutnego minimum. Całą sytuację poratowała ostatnia batalia, która była przedstawiona naprawdę przyzwoicie. Pozostałe jednak ciągnęły się w nieskończoność, choć nie zajmowały wcale tak wiele czasu antenowego, i jakoś zupełnie nie pobudzały wyobraźni. Efektem tego oczywiście okazała się niezwykle dłużąca się lektura.

Fabuła

Gdyby tę historię przedstawić jakoś inaczej, gdyby Derfel wzbudzał swoją opowieścią więcej emocji, to zapewne byłabym zachwycona. Legenda o królu Arturze niewątpliwie ma potencjał na wspaniałą powieść i w jakimś stopniu Bernard Cornwell to wykorzystał. 

Gdyby akcja była nieco szybsza i bardziej dynamiczna, gdyby mniej było rozwlekłych, pozbawionych emocji opisów, zapewne od tej powieści nie można by się oderwać.

Wielka szkoda, że wszystkie te niedociągnięcia przyćmiewają historię samą w sobie.

„Zimowy monarcha" to opowieść o Arturze, ale tego Artura, wbrew pozorom, wcale tak wiele tam nie ma. Jest jak ulotna postać, która niby się pojawia, niby znajduje się w centrum wydarzeń, ale tak naprawdę mamy wrażenie, jakby jej nie było. Po raz kolejny winą za to obarczam Derflową narrację, która dla tej powieści okazała się strzałem w stopę, niczym innym. Jeśli jednak odsunąć by ten mankament na bok, sama opowieść o międzypaństwowych niesnaskach, walkach o tron czy najazdach nieprzyjaciół stanowi smakowity kąsek dla czytelnika, pod warunkiem że gustujemy w takich klimatach. Pojawiają się zdrady, walki, nawet miłość rodem z mitycznej wojny trojańskiej, przyjaźń. Ciekawym wątkiem jest też ten dotyczący religii. Spierające się pogańskie wierzenia pielęgnowane przez coraz mniej licznych druidów z rodzącym się i rosnącym w siłę chrześcijaństwem... Nie jest to może główny element „Zimowego monarchy", ale co jakiś czas Bernard Cornwell wplatał dotyczące tego wzmianki. Sam wątek Merlina to też bez dwóch zdań duży plus tej powieści, choć w moim odczuciu zdecydowanie zbyt słabo rozwinięty, przynajmniej na chwilę obecną.

Bohaterowie

„Zimowy monarcha" to jedna z tych powieści, które prezentują całe spektrum różnorodnych bohaterów. Nie wiem, czy to kwestia mojego przyzwyczajenia do tak rozbudowanej obsady w książkach, czy magicznych sztuczek autora (bo na pewno nie spisu postaci zamieszczonego na jednej z pierwszych stron, nawet go nie przeczytałam), ale nie miałam kłopotów z odnalezieniem się w sytuacji. Nie zdarzyło mi się chyba, bym przeczytała czyjeś imię i nie potrafiła dopasować do konkretnego bohatera, czy też nie zostałam zalana morzem szczegółowo opisanych postaci, których nie sposób spamiętać. W tej kwestii Cornwellowi najwyraźniej udało się odnaleźć złoty środek. Uważam zresztą, że bohaterowie to chyba najmocniejszy punkt tej powieści.

Derfel Cadarn, jak wspominałam, jest narratorem. Poznajemy go w dwóch etapach jego życia – arturiańskim, kiedy to był żołnierzem, oraz znacznie późniejszym, gdy służy jako mnich w zakonie. Derfel to chyba ta postać, która wzbudza we mnie najbardziej mieszane uczucia. Być może moja ambiwalencja wynika z najdokładniejszego wglądu w jego psychikę, co zapewnione zostało przez jego narrację, niemniej nie do końca przemawiał do mnie jako osoba. Jestem chyba uprzedzona do postaci bardziej przypominających krystaliczne twory bez skazy niż żywego człowieka, a kimś takim zdawał się Derfel. Był szlachetny, opiekuńczy i ambitny, szybko zdobywał przyjaźń innych (nawet samego Artura, choć był jedynie młodym chłopcem, mającym na swoim sumieniu jedno życie), wydawał się raczej nieustraszony, honorowy i prawdomówny. Przypominał chodzący ideał i niepomiernie mnie tym drażnił. Z jednej strony wydawał mi się dojrzały (w późniejszej części powieści), a z drugiej w innej sytuacji przypominał zwykłego dzieciaka. Czułam się poirytowana faktem, że już w pierwszym tomie udało mu się tak wysoko wspiąć na żołnierskiej drabinie (został lordem, dostąpił zaszczytu walki w rynsztunku Artura). Może umknęła mi jakaś wyjątkowość tego bohatera, którą wszystkie postacie zdawały się dostrzegać, nie wiem. Tak czy tak nie za bardzo się polubiliśmy.

Sytuacja wyglądała zgoła inaczej w przypadku Artura. Rzadko się zdarza, by okładka książki choć w najmniejszym stopniu nie mijała się z prawdą, jeśli zaczyna wydawać opinie, nie zaś przedstawiać fakty. W tym przypadku jednak Artur rzeczywiście jest człowiekiem z krwi i kości i za to go doceniam. Paradoksalnie choć to on jest postacią z legend, nie Derfel, to nie jego Cornwell wyidealizował. Słynny rycerz niewątpliwie zachował cechy, które pozwoliły mu zapisać się na kartach historii. Podobnie jak nasz narrator był honorowy, sprawiedliwy i za wszelką cenę chciał utrzymać w Brytanii pokój i doprowadzić do jej zjednoczenia. Dbał o swoich ludzi, interesował się nawet tymi najmniejszymi, zabił przyjaciela w imię prawdy. Autorowi udało się jednak zrównoważyć jego doskonałość ludzkimi odruchami. To Artur, ten szlachetny Artur dał się ponieść szaleńczej i palącej miłości, co okazało się tragiczne w skutkach. To Artur posunął się do czynów obciążających jego sumienie, by zawrzeć rozejm z nieprzyjacielem. To Artur zaniedbywał synów i swoją byłą partnerkę. Momentami budzi sympatię, w innej chwili zaś czytelnik ma ochotę mocno nim potrząsnąć/uderzyć go, by oprzytomniał, gdy, dla przykładu, puszcza wolno wroga winnego śmierci bezbronnych ludzi (widział w nim dobro). Chociaż, jak mówiłam, nie ma go wcale tak dużo w tej książce, jest zdecydowanie najlepiej przedstawioną postacią. Wzbudza ambiwalencję, jest niejednoznaczny i postępuje według własnego kodeksu moralnego, nawet jeśli inni się z nim nie zgadzają. Chyba właśnie dzięki temu pozostaje też po trosze tajemniczy, bo nigdy tak naprawdę nie wiadomo, jaki będzie jego następny ruch.

Merlin to kolejna postać, do której ciężko pałać sympatią, ale i nie można go nie lubić. Wykreowany przez Cornwella stary druid jest postacią tak specyficzną, że ciężko nawet ująć go w jakimś krótkim, dobrze oddającym charakter opisie. Z drugiej strony jeśli Artura jest mało, to Merlin pozostaje postacią niemalże epizodyczną, bo choć cały czas ktoś go wspomina, druid w żywej postaci występuje zaledwie w kilku scenach. Bez wątpienia ma jednak najbardziej wyrazisty charakter: jest złośliwy, lubi kobiety (młodsze), nie dba o dobro kraju, bardziej o religię, bywa opryskliwy, nieprzystępny, a nawet zbyt bezpośredni. Prawdę mówiąc, jest tak daleki od mojego wyobrażenia o legendarnym mędrcu, jak to tylko możliwe. Jedyny element zbliżony do mojej wizji to długa, siwa broda, ale cóż z tego, skoro Cornwellowski Merlin zaplata ją w warkocza? :) Jest niejednoznaczny, bo, choć darzy Artura przyjaźnią i uhonorował go niemałym wyróżnieniem, przedkłada nad niego Mądrość Bogów, ba, otwarcie zezwala, by całą arturiańską armię pochłonęło piekło (to tak w przenośni, bo przecież druid w piekło nie wierzy). Sieje postrach nawet wśród królów, ha, ma nawet niebywałą zdolność przerwania zażartej walki (i to dwóch potężnych armii!). Prawdziwy cudotwórca. Mówię to, oczywiście, z lekką ironią, bo szacunek, jakim otaczano Merlina, budził momentami moje wątpliwości. Tyle że Merlin kochał koty, więc wybaczam.

Uległość nie jest pożądaną cechą, Derfel. To gniew i egoizm sprawiają, że świat idzie naprzód.
 Bernard Cornwell „Zimowy monarcha” 

Znalazłoby się znacznie więcej postaci godnych wspomnienia, jak Nimue dla przykładu. Nie jest ona zresztą jedyna, bo na uwagę zasługuje też Galahad, a nawet Lancelot (który, nawiasem mówiąc, przypomina nieco wrzód na tyłku i jego pojawienie obróciło w pył moje wyobrażenia o tym bohaterze), Ginewra czy Sansum i Bedwin – kapłani chrześcijańscy. Z grona bohaterów mniej lub bardziej znaczących najmniej ciekawa jest Ceinwyn – księżniczka Powys, uwierzcie, prawdziwa Mary Sue! 

Język

Nie mam zbyt wiele do powiedzenia w tej kwestii. Było jak najbardziej poprawnie, ale bez fajerwerków. Nie wiem, zresztą, czy jakieś górnolotne słowa byłyby odpowiednie. Od strony stricte językowej czytało się naprawdę przyjemnie i bez zapadających w pamięć zgrzytów. Przynajmniej tyle :)

Podsumowanie

Powtórzę jeszcze raz: to nie jest zła książka. Może ja po prostu jestem taką marudą, która czepia się jakiejś mało znaczącej narracji zamiast docenić całe dobro w tej powieści zawarte. Książka miała niewątpliwie potencjał, trochę jest on jednak niewykorzystany, ale możliwe, że zostało to nadrobione w kolejnych dwóch tomach. Zapewne prędzej czy później do nich dotrę i nie zniechęcam się jeszcze do pana Cornwella, ale nie jestem zachwycona moim pierwszym spotkaniem z nim.

Ocena: 6/10

Ściskam i całuję, 
S.

nieksiazkowy

Sandra, lat dwadzieścia, studentka. Indywidualistka, pożeraczka książek, wyznawczyni przecinkologii.

33 komentarze:

  1. A ja właśnie nie lubię trzecioosobowej narracji :D Ale mimo to, pozycja nie dla mnie ;)

    Pozdrawiam
    ver-reads.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszoosobowa za bardzo niestety kojarzy mi się ze słabymi młodzieżówkami :(

      Usuń
  2. czytałam, nawet niedawno. nie marudziłam tak bardzo, jak Ty. nie przeszkadzała mi narracja pierwszoosobowa (uwielbiam ją szczególnie, kiedy bohater ma poczucie humoru, którego tu jednak nie było). lubię takie "powolne" lektury, gdzie można czerpać przyjemność z każdego zdania. dobrze ją wspominam, chociaż jeszcze nie zdecydowałam się na przeczytanie kontynuacji. może zgubiły Cię zbyt wysokie oczekiwania? To po Gabaldon dosyć duża zmiana, po jej książkach każda inna ma mało dynamiczną akcję:D pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkiem możliwe, że masz rację. U Gabaldon faktycznie duuużo się dzieje, ale ja generalnie wolę powieści z nieco żwawszą akcją niż tutaj:) Nie wykluczam też, że to kwestia oczekiwań, bo już nie raz się w ten sposób na różnych książkach przejechałam - za dużo wymagam, a potem spotyka mnie gorzkie rozczarowanie...

      Usuń
    2. dlatego czasem lepiej nie mieć żadnych oczekiwań i pozytywnie się zaskoczyć :D

      Usuń
  3. O, widzę, że masz jeszcze tę starą okładkę.
    Nie wiem, czy sięgnę, bo się trochę cykam xd

    Obserwuję!!

    Pozdrawiam
    To Read Or Not To Read

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli mówisz o tej czarnej (tylko taką jeszcze widziałam), to odrzuciłam ją, bo (o ile się nie mylę) jest to wydanie tylko i wyłącznie w twardej oprawie, a ja wolę miękką, jest dla mnie bardziej wygodna po prostu:) Bać się nie ma czego, ale oczekiwać zbyt wiele - jak widać - też nie :P

      Usuń
  4. Bardzo ciekawa recenzja, miałam sięgnąć po książkę, ale teraz jeszcze to przemyśle :) Miłego dnia! :D
    https://podroozdokrainyksiazek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja właśnie jestem zwolenniczką narracji pierwszoosobowej, za to nie lubię trzecioosobowej :) Pomijając ten fakt, książka tak czy siak nie jest dla mnie i wiem, że by mi się nie spodobała, ponieważ raczej zaczytuję się w młodzieżówkach, horrorach i kryminałach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli ktoś nie lubi takich klimatów, to raczej rzeczywiście nie jest to pozycja dla niego... :(

      Usuń
  6. Pierwszy raz widzę starą okładkę tej książki :D Chociaż nowa aż tak bardzo się nie różni ;d Myślę, że jak będę miała okazję to całkiem chętnie ją przeczytam, żeby przekonać się jakie zdanie sobie o niej wyrobie. A recenzja bardzo szczegółowa i przy tym dobra :D

    Obsession With Books

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nowa jest bodajże tylko w twardej, więc zdecydowałam się na tę pierwszą :) Do książki mimo wad zachęcam, a za miłe słowa gorąco dziękuję!

      Usuń
  7. Mnie książka zapewniła wspaniała przygodę czytelniczą, z zainteresowaniem sięgnę po drugi tom. :) Odpowiadał mi przyjemny, gawędziarski i zachęcający do przeżywania przygody czytelniczej styl narracji, opowieści owiane nutami tajemnic i legend, wypowiadane przez naocznego świadka zdarzeń. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miała swój urok, ale mnie niestety nie kupiła :(

      Usuń
  8. Nie słyszałam wcześniej o tej książce, być może po nią sięgnę ale mam wrażenie, że bardziej spodoba się mojemu tacie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie może będzie dobrym materiałem na prezent? :)

      Usuń
  9. Coś o Arturze. Hmmm Byłam ostatnio na filmie o Królu Arturze więc nie pozostaje mi nic innego jak tylko zabranie się za tę książkę.
    Buziaki :*
    Fantastic books

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, a ja mam ten film właśnie do nadrobienia! Może spodoba mi się trochę bardziej niż Artur w wersji Cornwella:)

      Usuń
  10. Nie wiem, to chyba książka nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli to nie Twoje klimaty, to nie polecam. Zanudzisz się.

      Usuń
  11. Zapowiada się ciekawie, szkoda, że tak niska ocena. Ale mimo wszystko pomyślę o niej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W miarę niska, bo zawsze podchodzę do książek dość krytycznie:)

      Usuń
  12. Zdecydowanie wolę pierwszoosobową narrację niż trzecioosobową, po prostu lepiej mi się czyta. Niekonieczne wiem, czy to książka dla mnie, ale pewnie spróbuję swoich sił. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Książka akurat nie jest w moim typie, więc raczej po nią nie sięgnę. Ale rozumiem to twoje narzekanie, a ostatecznie całkiem dobrą opinię, bo często tak mam, że coś mi się bardzo podobało w książce i ostatecznie plusuję ją na całkiem dobrą ocenę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Suma plusów i minusów :) Nie było ani źle, ani dobrze, ale w ogólnym rozrachunku całkiem, całkiem.

      Usuń
  14. Raczej nie przepadam za książkami historycznymi i nie jestem pewna, czy odnalazłabym się w tym gatunku...


    Pozdrawiam
    Caroline Livre

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto czasem dać mu szansę, przynajmniej takim pozycjom jak „Zimowy monarcha”, w których historia sama w sobie nie zalewa nas z każdej strony:)

      Usuń
  15. Ja kupiłam tę książkę w nowej okładce i mam nadzieję, że historia mnie nie rozczaruje, mimo iż będzie to moje pierwsze spotkanie z twórczością autora.

    Pozdrawiam serdecznie. :)
    niezapomniany-czas-czyli-o-ksiazkach.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielu osobom się podoba, więc mam nadzieję, że Tobie także przypadnie do gustu! :)

      Usuń
  16. To chyba pierwsza raczej negatywna recenzja, którą znalazłam na blogu :) Ja swój tom kupiłam w tej nowej oprawie i wciąż czeka na swoją kolej. Jedna rzecz, która się powtarza u wszystkim to to, że Artur jest z krwi i kości i nie jest idealizowany przez autora. No cóż, zobaczymy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja też widziałam same dobre opinie, stąd też moje wygórowane oczekiwania, a w konsekwencji zawód literacki. Prawdą pozostaje jednak, że Artur to świetnie stworzona postać. Mam nadzieję, że Tobie "Zimowy monarcha" spodoba się bardziej niż mi :)

      Usuń

Każda opinia jest ważna! :)

Instagram

Wygląd bloga dostosowany do przeglądarki Google Chrome.