,,Śladem zbrodni” Tess Gerritsen


Nikt nigdy nie miał poznać tej tajemnicy... Przez dwadzieścia lat śmierć jej rodziców, agentów brytyjskiego wywiadu, otaczała zmowa milczenia. Gdy Beryl Tavistock wreszcie przypadkowo poznaje przebieg dramatycznych wydarzeń, przeżywa szok. Ojciec brutalnie zamordował matkę, a następnie popełnił samobójstwo? Oboje byli komunistycznymi szpiegami? Nie może w to uwierzyć. Postanawia odkryć, co stało się naprawdę. Śledztwo rozpoczyna w Paryżu, gdzie przed laty wydarzyła się tragedia. Z bratem i zaprzyjaźnionym agentem CIA wpada w sam środek szpiegowskiej afery i bezwzględnej gry służb. Nie zdaje sobie sprawy, że szukając prawdy, wydaje na siebie wyrok śmierci...
Źródło: okładka „Śladem zbrodni”
TYTUŁ: Śladem zbrodni
AUTOR: Tess Gerritsen
WYDAWNICTWO: HarperCollins/2012
LICZBA STRON: 300

Znalazłam drugą Norę Roberts.

Wiem, że zapewne tym z was, którym  Nora Roberts kojarzy się przede wszystkim z prozą kobiecą i romansami, to stwierdzenie może wydawać się co najmniej absurdalne, ale proszę mi uwierzyć, że te dwie panie mają ze sobą zaskakująco wiele wspólnego. Nigdy nie tknęłam nawet kijem Robertsowych romansideł, ale jakiś czas temu zaczytywałam się w jej powieściach sensacyjnych i podobieństwo uderzyło mnie już od pierwszych stron „Śladem zbrodni”. Prawdę mówiąc, przed przeczytaniem tej książki moja wiedza dotycząca Tess Gerritsen ograniczała się raczej do stwierdzenia „autorka kryminałów”. Nie miałam wcześniej przyjemności sięgnąć po coś jej pióra, więc przy ostatniej wizycie w bibliotece ściągnęłam z półki pierwszą lepszą powieść i usatysfakcjonowana ruszyłam do domu. Nie przeczytałam nawet opisu! I dokąd mnie to zaprowadziło...

Fabuła

„Śladem zbrodni” to historia młodego rodzeństwa – Beryl i Jordana Tavistocków, dzieci tragicznie zmarłych agentów wywiadu, pozostających na wychowaniu wuja. Podczas jednego z oficjalnych przyjęć na jaw wychodzi prawda dotycząca Madeline i Bernarda (rodzice), prawda dalece wykraczająca poza historyjkę, którą od lat karmił ich wuj Hugh. Zanim to jednak następuje, na scenę wkracza były agent CIA - Richard Wolf, czterdziestoparoletni, oszałamiająco przystojny i czarujący. To właśnie on towarzyszy rodzeństwu (a bardziej Beryl) przy odgrzebywaniu sprawy, która – być może – nigdy odgrzebana zostać nie powinna. Znaczna część akcji umiejscowiona jest w Paryżu, ale Paryż jest tam tylko z nazwy, równie dobrze mogłoby to być którekolwiek miasto europejskie (a nawet i nie).

Co mnie w tej książce zaskoczyło, to romans. Przyznaję, że zupełnie się go nie spodziewałam, bo jakoś wcześniej umknął mi fakt, że Tess Gerritsen nie pisze kryminałów w ścisłym tego słowa znaczeniu. Przypuszczam, że byłam nawet nieco zawiedziona, kiedy okazało się (a wychodzi to dość szybko, nawet bardzo!), że równie wiele czasu antenowego zostanie poświęconego zagadce śmierci rodziców Tavistocków, co miłosnemu wątkowi.

Wątek kryminalny może nie rzucił mnie na kolana, ale był niczego sobie. Nie domyśliłam się tego, kto był sprawcą, ale też nie zostałam wbita w fotel, gdy rzeczywisty morderca został odkryty. Miałam zresztą pewien niedosyt po tej scenie, bo wszystko stało się tak na łapu-capu. Z jednej strony podany został motyw, z drugiej jednak wydawało mi się, że wszystko potoczyło się później zdecydowanie za szybko. Dopadło mnie wrażenie, jakby autorka próbowała tę książkę jak najprędzej doprowadzić do końca. Jest to jednak wada niewielka, na którą spokojnie można przymknąć oko. Jedynym mankamentem, który niezwykle mocno mnie uwierał, było wyjawienie tożsamości bohatera zamieszanego w zabójstwa w bardzo dużym stopniu. Opisano sceny, w których owa postać jawnie wypowiada się o dokonywanych zbrodniach, co ograbiło mnie ze sporej części dreszczyku emocji towarzyszącego zwykle domyślaniu się. Czytałam już „Maestrę”, w której od początku wiemy, kto zabija (nie polecam, nawiasem mówiąc), i takie rozwiązanie do mnie nie przemawia. Gdyby jednak zsumować wszystkie plusy i minusy, to jestem na tak, ale liczyłam na lepszy plot twist przy końcówce.

Zbyt dużo między nami chemii, pomyślała. Otępia mnie, nie umiem skupić się na tym, co ważne. Spojrzę na niego, powącham i już chcę pod nim leżeć.
Tess Gerritsen „Śladem zbrodni” 

Sprawa wygląda znacznie gorzej przy wątku romantycznym. Nie był niezjadliwy, nie utonęłam w morzu słodkości, ale było blisko. Bohaterowie uwikłani w tę relację zbliżają się do siebie w drugim, jeśli nie w pierwszym rozdziale. Ich zbliżenie nie pozostaje w sferze czysto werbalnej, nie ogranicza się też do kontrolowanego pożądania/chemii/przyciągania ;) Bardzo zawiódł mnie tak szybki rozwój ich relacji. Rozumiem, że nie im „Śladem zbrodni” jest poświęcone, że to w teorii tylko drugoplanowy wątek, niemniej liczyłam, że jeśli już się pojawił, to będzie... dojrzalszy. Akcja powieści obejmuje niedługi okres, a rozwój tej relacji zdążył przybrać naprawdę poważny obrót, dając mylne wrażenie, jakoby bohaterowie znali się znacznie, znacznie dłużej. Zakładam, że niektórym zupełnie nie będzie to przeszkadzało, w końcu jakiś pocałunek tu czy tam, kilka słodkich słów czy wzajemna troska nie świadczą jeszcze o zniżeniu się do poziomu grafomanii, ale moje oczekiwania względem książek są ostatnimi czasy mocno wywindowane. Zdaję sobie sprawę, że po raz kolejny właśnie to mnie zgubiło, ale niełatwo mnie zachwycić i takie proste rozwiązania fabularne, jak te zastosowane przy owym związku, z pewnością nie zasługują u mnie na to, by powiedzieć: „Tak, to było świetne”. W książkach Nory Roberts balans pomiędzy miłością a zbrodnią jest zachowany, moim zdaniem oczywiście, nieco lepiej. Czytelnik nie ma wrażenia, że to jedno albo drugie wiedzie prym, więc pozostałe poprowadzone jest  mniej starannie i przemyślanie. Takie odczucia towarzyszyły mi jednak w przypadku tej książki i żywię głęboką nadzieję, że będzie to wyglądało inaczej w przypadku kolejnej powieści pani Gerritsen.

Bohaterowie

Beryl Tavistock to kolejna kobieca postać, która nie leżała od Mary Sue tak daleko, jakbym chciała. Pochodzi z dobrego domu, jest zatem starannie wykształcona, choć nic nie wiemy o tym, by pracowała zawodowo, by robiła właściwie cokolwiek poza jazdą konno. Jest bystra, zadziorna i z poczuciem humoru, roztacza wokół siebie czar, któremu ciężko się oprzeć. Bez względu na to, w jakie słowa bym ten opis ubrała, brzmi nieco... kiczowato, czyż nie? Beryl nie jest może najgorszą postacią kobiecą, jaką miałam (nie)przyjemność poznać, ale nie ma w niej zupełnie nic wyjątkowego. Patrząc całościowo, nie irytowała mnie jakoś specjalnie, właściwie nie wzbudzała we mnie żadnych silniejszych emocji. Może poza tymi chwilami, kiedy przewracałam oczami w odpowiedzi na jej kolejne nierozsądne zachowanie. Znaczy, odważne zachowanie, to miałam na myśli ;) Jedyne, co mniej lub bardziej działało mi na nerwy, to piękno panny Tavistock. Podkreślał je każdy na każdym kroku i z czasem stało się to niepomiernie denerwujące.

Jordan Tavistock wcale nie jest główną postacią, choć moglibyśmy tak wywnioskować z okładki. Był równie idealny, co siostra. Nienagannie ubrany, mądry (najmądrzejszy w rodzinie!), wyluzowany, po trosze żartowniś. I właściwie... to tyle. Niewiele więcej Tess Gerritsen pozwoliła nam się o tym bohaterze dowiedzieć. Brzmi płasko i papierowo? Tak właśnie było.

Ostatnią z istotniejszych postaci był oczywiście Richard Wolf, przystojny i owiany tajemnicą agent CIA. Jako bohater nie prezentował się wcale lepiej od pozostałej gromady. Odważny, szczery (na ile szczery może być szpieg), opiekuńczy, o niezwykle bystrym i szybko kalkulującym umyśle. Chcielibyście znać jeszcze jakieś jego cechy charakteru, by nabrał nieco więcej barw? Ja też bym chciała :)

Język

Prosty i zwyczajny. Obyło się bez większych zgrzytów, nic mi nie przeszkadzało. Polecam fanom prostoty języka, ale ci, którzy szukają pięknych słów, raczej wielu ich tutaj nie znajdą. Za to z pewnością objawiona zostanie wam garść słodkości w wykonaniu szybko zakochanych bohaterów.

Podsumowanie

Nie plułam sobie w brodę, że sięgnęłam po powieść Tess Gerritsen, ale i nie mogłabym z czystym sumieniem powiedzieć, że jest to wybitnie dobry kryminał czy generalnie powieść godna polecenia. W ogólnym rozrachunku jest na pewno do przeczytania i zarekomendowałabym ją komuś, kto poszukuje czegoś lekkiego, niezbyt wymagającego. Jeśli natomiast mamy nadzieję na mocny, trzymający w napięciu kryminał, to nie tutaj. Mam tylko nadzieję, że kolejna przygoda z panią Gerritsen będzie nieco bardziej zadowalająca :)

Ocena: 5/10

Ściskam i całuję,
S.

nieksiazkowy

Sandra, lat dwadzieścia, studentka. Indywidualistka, pożeraczka książek, wyznawczyni przecinkologii.

20 komentarzy:

  1. Mam na półce do przeczytania "Igrając z ogniem" Pani Gerritsen i mam nadzieję, że się nie zawiodę. Twoja recenzja mi się bardzo sopodobała. Obiektywnie przedstawiłaś za i przeciw i może na jakiś leniwy wieczór skuszę się na tą lekturę.
    Pozdrawiam,
    Żyjąca z książkami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Igrając z ogniem" należy do serii Anatomia Zbrodni, więc pewnie będzie innych (wyższych) lotów niż ta pozycja. Za miłe słowa dziękuję!

      Usuń
  2. Czytałam jedną książkę tej autorki i niestety nie przypadła mi do gustu, tę również chyba sobie podaruję :)

    Pozdrawiam
    ver-reads.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może te stricte kryminalne będą dla Ciebie lepszym wyborem:)

      Usuń
  3. Pierwszy raz słyszę o niej i chyba po nią nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Tess Gerritsen ma powieści o wiele bardziej warte uwagi :)

      Usuń
  4. Nie czytałam jeszcze, ale może kiedyś się skuszę i przekonam co tam w sobie skrywa. ;)

    Obserwuję bloga, pozdrawiam i zapraszam do mnie. ;)
    http://nie-oceniam-po-okladkach.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak na przyszłość – miłej lektury! Tylko nie oczekuj za wiele :)

      Usuń
  5. Od dawna chciałam sięgnąć po coś tej autorki. Jednak po twojej recenzji nie jestem teraz przekonana :<
    Pozdrawiam!
    recenzje-zwyklej-czytelniczki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie z autopsji, ale idąc za opiniami innych, proponuję sięgnąć po cykl z Rizzoli i Isles. Ponoć znacznie, znacznie lepszy:)

      Usuń
  6. Nie przepadam za tego typu kryminałami (raczej coś w stylu Sherlocka lub Poirot), więc nie wiem czy jest to książka dla mnie. Myślę, że jak nie będę miała, co czytać to na pewno sięgnę po tą właśnie książkę.
    Pozdrawiam,
    milowebooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja właśnie do Christie i Doyle'a jeszcze nie dotarłam, ale się przymierzam :)

      Usuń
  7. Czytałam już kiedyś jedną z książek tej autorki i na regale już czeka druga, jednak "Śladem zbrodni" nie mam ochoty przeczytać, gdyż odstrasza mnie wątek romantyczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pozostaje chyba więc nic innego, jak sięgnąć po jej najsłynniejszy cykl, o którym mówi Kasia – z Rizzoli i Isles :)

      Usuń
  8. Właśnie jestem na etapie Tess Gerritsen - z tym, że ja zaczęłam od cyklu z Rizzoli i Isles. Co prawda czytam dopiero pierwszy tom - "Chirurg", ale zaczyna mnie wciągać :) Zobaczymy jak długo z nią zostanę ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo zgrabna recenzja, napisana z polotem. I szczególnie miłe było to: ściskam i całuję na koniec. A ja tak lubię być ściskany i całowany :)
    Będę zaglądał :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Książka chyba nie dla mnie. Bardzo fajnie napisana recenzja.
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie: http://herbaciane-recenzje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kiedyś wycelujesz w inną pozycję tej autorki. A za miłe słowa ślicznie dziękuję! :)

      Usuń

Każda opinia jest ważna! :)

Instagram

Wygląd bloga dostosowany do przeglądarki Google Chrome.