„Tatuażysta z Auschwitz” Heather Morris


Lale Sokołow trafił do Auschwitz w 1942 roku jako dwudziestosześciolatek. Jego zadaniem było tatuowanie numerów na przedramionach przybywających do obozu więźniów. Naznaczanie ich. Pewnego dnia w kolejce stanęła młoda przerażona dziewczyna – Gita. Lale zakochał się od pierwszego wejrzenia. I obiecał sobie, że bez względu na wszystko uratuje ją. (...) Lale Sokołow zdecydował się opowiedzieć swoją historię dopiero po śmierci Gity. To łamiąca serce, a jednocześnie pełna otuchy opowieść. Opowieść, która daje siłę nawet w najmroczniejszych czasach. Niesamowita historia miłosna niezwykłego człowieka i apoteoza człowieczeństwa.

Źródło: lubimyczytać

TYTUŁ: Tatuażysta z Auschwitz
AUTOR: Heather Morris
WYDAWNICTWO: Marginesy/2018
LICZBA STRON: 320


Niejednokrotnie zdarzyło mi się wspomnieć o swojej ostatniej fazie na powieści luźno powiązane z okresem I bądź II wojny światowej. Nie czuję się jeszcze gotowa, by swoje zainteresowanie skierować w stronę lektur non-fiction i zapoznać się z reportażami z tego okresu, póki co więc zadowalam się sfabularyzowanymi opowieściami. 

„Tatuażysta z Auschwitz” jest powieścią, której nie miałam w planach pomimo świadomości, że została wydana stosunkowo niedawno. Trudno mi powiedzieć, skąd brał się mój brak zainteresowania tą lekturą, ponieważ po skończeniu tej historii z całą pewnością mogę stwierdzić, że jest to tytuł, na który warto zwrócić uwagę. Heather Morris nie spisała opowieści zrodzonej w jej głowie, będącej wyłącznie wytworem jej wyobraźni bazującym na powszechnie dostępnej wiedzy historycznej. Być może część z was nie jest świadoma faktu, że „Tatuażysta...” to w rzeczywistości wspomnienia Ludwiga „Lalego” Eisenberga, Słowaka pracującego w obozie Auschwitz-Birkenau na stanowisku tatuażysty właśnie. Powieści Heather Morris daleko jednak do wspominkowego klimatu, uczucia nostalgii czy goryczy wyczuwalnej w narracji na myśl o dawnych czasach, które zebrały krwawe żniwo i odcisnęły się piętnem na psychice i duszy swoich ofiar. To historia mówiąca o tu i teraz, nawet jeśli owo tu i teraz już minęło.
Ktokolwiek ratuje jedno życie, jakby cały świat ratował.
„Tatuażysta z Auschwitz” odkrywa przed czytelnikiem realia życia w obozie od „drugiej strony”. Trafiamy za bramę więzienia razem z Lalem, by tam przetrwać z nim kolejne trzy lata. Czytelnik ma okazję wyobrazić sobie, jak mogła wyglądać obozowa codzienność. Nie jest to jednak kolejna historia powielająca dobrze znane nam wyobrażenie na temat Auschwitz. Pomimo pewnych stałych elementów w postaci pasiaków, nieludzko małych porcji żywności, brutalności strażników, katorżniczej pracy czy eksterminacyjnych działań Niemców Heather Morris wdraża nas w przeszłość więźnia, do którego uśmiechnęło się szczęście – o ile można mówić w Auschwitz o szczęściu. Piastowanie stanowiska tatuażysty zapewniało pewne przywileje, z których Lale skrupulatnie korzystał. W posłowiu jego syn tłumaczy, że powstała współcześnie powieść jest zabezpieczeniem Ludwiga przed oskarżeniem o kolaborację z Niemcami. Kolaborację, która nie miała miejsca, ale los Lalego w obozie mógłby stanowić bazę dla takich przekonań.

Przede wszystkim jest to jednak opowieść o miłości, która zrodziła się w czasach najmniej sprzyjających lub – jeśli spojrzeć by na to z innej strony – w czasach tej miłości najbardziej potrzebujących. Oprócz wdrożenia czytelnika w obozowe życie Heather Morris pokazuje historię uczucia zrodzonego za bramą opatrzoną napisem Arbeit macht frei i trwającego nawet wtedy, gdy wojna zbliżała się ku końcowi, a wrota Auschwitz zostały otwarte. Jest to zdecydowanie opowieść przywracająca wiarę w siłę miłości i w nadzieję. Nawet jeśli mogłoby się zdawać, że wojna odbierała swoim ofiarom teraźniejszość i przyszłość, trzeba wierzyć, że lepsze jutro nadejdzie. Czasem ta wiara może być jedynym, co uchroni nas przed upadkiem.

Muszę jednak przyznać, że pomimo lekkiego stylu pisania i ciekawego, przystępnego przedstawienia wydarzeń z życia Słowaka, w „Tatuażyście” czegoś mi brakowało. To tytuł opowiadający o czasach największej zagłady w czasach ludzkości, o najkrwawszej i najbrutalniejszej karcie XX-wiecznej historii Europy, a mimo to dawka emocji zdawała mi się cokolwiek zaniżona. Jest to z pewnością inne spojrzenie na sytuację w Auschwitz – broń Boże, nie jest ono pozytywne! – i pokazuje, że nawet w tak ekstremalnych warunkach wiele zależy od tego, ile mamy szczęścia i jak potrafimy je wykorzystać, opisy nie wywołały jednak ścisku w sercu, a tego – po części – oczekiwałam.
Stoimy po kostki w gównie, ale nie musimy się w nim topić.
Mało tu moralnych dylematów, choć bohaterowie zawsze starają się robić to, co właściwe. Lale jest tutaj oczywiście najlepszym przykładem. Z sukcesem wykorzystywał swoją pozycję tatuażysty, by wspomóc współwięźniów, i słono za to zapłacił. Jak zwykł jednak powtarzać, jedno uratowane życie w czasach zagłady jest niczym ratunek świata.

Ostatecznie myślę, że jest to dobry kawałek literatury. Powinien świetnie sprawdzić się u kogoś, kto szuka czegoś wojennego, ale szokującego i brutalnego w umiarkowanym stopniu. 

Ocena: 7/10

Ściskam i całuję,
S.

PS: Jeśli zamierzacie zabrać się za tę powieść, nie czytajcie blurbu z tyłu okładki! Z opisu zamieszczonego u góry wycięłam spory fragment, który nie był niczym innym jak spoilerami.

nieksiazkowy

Sandra, lat dwadzieścia, studentka. Indywidualistka, pożeraczka książek, wyznawczyni przecinkologii.

10 komentarzy:

  1. Mam w planach tę książkę, bo dotyka poważnego tematu, ale na to musi przyjśc odpowiednia pora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, wojenna tematyka nie jest na każdy czas. Wydaje mi się jednak, że "Tatuażysta" nie jest tak ciężki pod tym względem, jak mógłby być.

      Usuń
  2. Choć może nie okazała się tak wyjątkowa, jak można by się spodziewać, mam ogromną ochotę na tą książkę. Wydaje mi się po prostu niesamowicie fascynująca, a - podobnie jak Ty - luźno interesuję się tematyką wojenną i obozową. Do głowy przychodzi mi też podobna książka, biografia konkretnie, ,,Uratowany rysunkami", w której autor opowiada o swoim pobycie w obozie koncentracyjnym i o tym, że wykonywać pracę malarza, tworząc portrety esesmanów, co (tak jak w przypadku Lalego) dawało mu cenne przywileje, dzięki którym udało mu się przeżyć ;)

    Pozdrawiam cieplutko!
    BOOKS OF SOULS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, nie znałam tego tytułu! Będę go miała na uwadze, bo brzmi cokolwiek interesująco:)

      Usuń
  3. Bardzo lubię książki, które poruszają tematykę wojenną. Uważam, ze są to naprawdę wartościowe pozycje, także chętnie sięgnę po tę książkę! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Generalnie to raczej nie moja tematyka, ale Twoja recenzja mnie zaciekawiła, może kiedyś się przełamię i po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto, tym bardziej że to raczej lżejsza opowieść z tego zakresu tematycznego;)

      Usuń

Każda opinia jest ważna! :)

Instagram

Wygląd bloga dostosowany do przeglądarki Google Chrome.