„Historia złych uczynków” Katarzyna Zyskowska



Połączyła ich miłość? Pożądanie? Przeznaczenie? A może zło, które wydarzyło się dużo wcześniej? Nina przyjeżdża na studia do Warszawy. Wierzy, że ma szansę na lepsze życie niż jej matka. Jednak dzień, w którym wsiada do samchodu z tajemniczym mężczyzną, zmienia wszystko nieodwracalnie. Nina wikła się w toksyczny, niebezpieczny związek. (...)

TYTUŁ: Historia złych uczynków
AUTOR: Katarzyna Zyskowska
WYDAWNICTWO: Znak Literanova/2018
LICZBA STRON: 512

Część z was być może pamięta, że z książkami polskich autorów jestem raczej na bakier. Regularnie czytuję Mroza i na tym prawie kończy się moja przyjaźń z rodzimą sceną literacką. Kiedy jednak dostałam informacje o nadchodzącej premierze Znaku i zaproponowano mi podjęcie się zrecenzowania, pomyślałam: czemu nie? Opis brzmiał cokolwiek intrygująco. Pierwsze opinie także wyglądały zachęcająco. Nie skłamię, jeśli powiem, że nasłuchałam się o tej powieści samych superlatyw. A w konsekwencji moje oczekiwania względem „Historii złych uczynków” poszybowały w górę...
Nikt przecież nie jest osobny, nie da się wyrwać jednostki z osnowy świata, wyciąć nożycami z tła zdarzeń.
Nina, wychowywana przez samotną matkę Barbarę na dolnośląskiej wsi, dostaje od życia szansę. Szansę przeprowadzki do Warszawy i rozpoczęcia tam studiów, z której skwapliwie korzysta. Wszystko układa się dobrze do momentu, w którym pewnego dnia zaproponowana zostaje jej podwózka do pracy. Nina nie ma pojęcia, że wsiadając do tego samochodu, jej życie zmieni się nie do poznania. Tak wikła się w trudny i toksyczny związek, rozpoczyna nowy rozdział historii, która swój początek wzięła w innych czasach, z innymi ludźmi w rolach głównych.
Ciało zawsze goi się najszybciej. A niepamięć mu w tym pomaga.
Historię zawartą w powieści Zyskowskiej poznajemy na dwóch płaszczyznach czasowych: teraźniejszej oraz drugiej dziejącej się w okolicach i w trakcie II wojny światowej. We współczesnej części pierwsze skrzypce odgrywa Nina i jej partner, w wojennej – Bronek i Felicja. Katarzyna Zyskowska na kartach tej powieści stworzyła niebywałą historię, której nitki splatają ze sobą ludzi z różnych pokoleń. Rozdział po rozdziale odkrywała przed czytelnikiem coraz więcej powiązań między postaciami, a wszystkie niedopowiedzenia powoli zaczynały się klarować, niejasności nabierać sensu. Ukazanie tego, jak przeszłość wpływa na teraźniejszość, jak bezproblemowo wręcz może ją dogonić, niewątpliwie się autorce udało. Nie za każdym razem podawała czytelnikowi wszystko na srebrnej tacy, pozwalała snuć domysły i samemu szukać brakujących fragmentów układanki. Takiej formie zdecydowanie sprzyjała dwutorowa narracja (która, nawiasem, w ciekawy sposób zazębiała się na granicy rozdziałów). 
Trudno zakonotować nieobecność kogoś, kto zawsze był nieobecny.
Co w tej powieści jest najlepsze, to właśnie wątek dotyczący okresu II wojny światowej. O ile ten współczesny był niczego sobie, ale nie zachwycił mnie specjalnie, o tyle w tamtym klimacie autorka odnalazła się naprawdę dobrze. Podobało mi się nie tylko to, jak przedstawiła sam świat pochłonięty wojną, ale przede wszystkim aspekt psychologiczny, czyli zmiany zachodzące w bohaterach pod wpływem traumatycznych przeżyć. Świetnie ukazała nie tylko brutalność wojny i rzeczy, do których posuwa się człowiek, nawet jeśli nigdy by siebie samego o to nie podejrzewał, ale także spustoszenie, jakie krwawa rzeź dokonała w ludziach mających nieszczęście jej doświadczyć.
Jest czas na zabijanie i czas na miłość. Wszystkie historie są o miłości i śmierci.
Mam nadzieję, że jasne jest zatem, że nie jest to powieść w stu procentach zła. Prawdą jest jednak, że daleko jej do doskonałości. Miała potencjał na naprawdę dobrą historię, czytało się to wszystko przystępnie (choć w płaszczyźnie z lat czterdziestych autorka nieco poszarżowała ze stylizacją językową w moim odczuciu), w pewnym jednak momencie została przekroczona granica prawdopodobieństwa. Nie chodzi nawet o fakt, że bywało nieco... psychodelicznie. Bardziej o to, że bohaterowi zaczęli popełniać czyny, których nie tyle nie powinni popełnić (bo robiło to z nich zupełnie inne osoby), ale i nie byliby w stanie. Z przyczyn czysto fizycznych/technicznych. Pod koniec ta powieść przypominała pole bitwy usłane trupami, a zdecydowanie nie w tę stronę powinna pójść ta historia, nie w tę. Staram się rozumieć ideę, pomysł i przekaz, który pewnie miał się za takim finałem kryć. Ostatecznie jednak uważam, że podjęte przez Zyskowską decyzje i zastosowane rozwiązania zniszczyły tę książkę. A szkoda.
Życie należy przeżywać, a nie rozkładać na części.
„Historia złych uczynków” niewątpliwie jest warta przeczytania, nie jest jednak tak epicką powieścią, jaką malują ją w sieci. Moim zdaniem zdecydowanie nie zasługuje na 9/10 wystawione jej na lubimyczytac. Ma swoje złe momenty i nawet nie trzeba się specjalnie starać, by dostrzec mankamenty. Wystarczy jedynie chcieć spojrzeć obiektywnie na przedstawiane sytuacje. Na pewno zatem nie było tutaj fajerwerków, których się spodziewałam. Nie żeby jednak specjalnie mnie to dziwiło.

Ocena: 6/10

Za zaufanie i możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Znak.

Ściskam i całuję,
S.

nieksiazkowy

Sandra, lat dwadzieścia, studentka. Indywidualistka, pożeraczka książek, wyznawczyni przecinkologii.

8 komentarzy:

  1. Chciałabym niedługo przeczytać tę książkę. Coś mnie w niej intryguje.

    OdpowiedzUsuń
  2. wysoka nota, trzeba więc zapamietać tytuł!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma w sobie dobre elementy, niewątpliwie, więc można mu dać szansę :)

      Usuń
  3. Kiedyś miałam na nią chętkę, ale się jednak rozmyśliłam :/ Może za jakiś czas znów spróbuję po nią sięgnąć ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Każda opinia jest ważna! :)

Instagram

Wygląd bloga dostosowany do przeglądarki Google Chrome.