„Muza” Jessie Burton

W upalny czerwcowy dzień 1967 roku Odelle Bastien wchodzi do prestiżowej galerii sztuki w Londynie. To jej pierwszy dzień w nowej pracy. Wie, że gdy przekroczy próg, całe jej życie się odmieni. Nie wie jednak, jak bardzo. Stanie się tak dzięki przełożonej Odelle, eleganckiej i zagadkowej Marjorie Quick. A także za sprawą nietypowego obrazu, który pewnego dnia trafia do galerii. Dzieło może stanowić klucz do zagadki sięgającej roku 1936: rezydencji na hiszpańskiej prowincji, wybitnie uzdolnionej córki znanego marszanda oraz niejakiego Izaaka Robelsa, artysty o rewolucyjnych sympatiach. Teraz, po latach, tajemniczy obraz przynosi do galerii pewien mężczyzna...

AUTOR: Jessie Burton
TYTUŁ: Muza
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Literackie/2016
LICZBA STRON: 473

Prawdę mówiąc, kiedy pierwszy raz przeczytałam blurb „Muzy”, to nie czułam się jakoś specjalnie skuszona. Nie przyciągnęła mnie do siebie na tyle, bym od razu rzuciła się na koszyk w księgarni i dwa dni później miała ją już na swojej półce. Może to kwestia tego, że pomysł przeczytania powieści Burton musiał w mojej głowie nieco dojrzeć. Gdy więc mama zapytała: „Jaką książkę chciałabyś dostać w prezencie na święta?”, odpowiedź była prosta. Od razu wpisałam ją też w swój TBR na styczeń. 
Nie każdy z nas otrzymuje to, na co sobie zasłużył.
„Muza” jest powieścią o dwupłaszczyznowej akcji; mamy części poświęcone Odelle Bastien żyjącej w roku 1967 oraz te skupiające się na Hiszpanii lat 30. XX w., tuż przed wybuchem II wojny światowej. Przez znaczną część obie historie powiązane są ze sobą tylko kilkoma nitkami, wyraźnie widocznymi, ale nadal będącymi jedynie pojedynczymi sznurkami. Punktem wspólnym jest sztuka i jeden tajemniczy artysta. Artysta, o którym świat sztuki w gruncie rzeczy niewiele wie, nikt nie ma nawet pojęcia, jaki dokładnie był jego los, a do tej pory nie posiadano nawet zbyt wielu obrazów jego autorstwa. Wtedy właśnie w galerii sztuki w Londynie pojawia się mężczyzna z obrazem Izaaka Roblesa. Dopiero wtedy zaczyna się prawdziwa opowieść.
Czarujący mężczyźni są śmiertelnie niebezpieczni.
Gdyby rozłożyć akcję „Muzy” na części pierwsze, to musiałabym powiedzieć, że najwięcej dzieje się w momentach z roku 1936. W rozdziałach z 1967 skupiamy się przede wszystkim na Odelle. Odelle, czyli młodej kobiecie pochodzącej z Trynidadu, która przypłynęła do Londynu, by zacząć nowe, lepsze życie i odnaleźć swoje szczęście. To właśnie Odelle, jako pracownica galerii sztuki, zostaje w pewien sposób zamieszana w tajemnicę obrazu namalowanego przez Izaaka Roblesa i usilnie dąży do rozwikłania zagadki. Występują też takie wątki poboczne jak przyjaźń czy miłość, a także nie do końca rozwinięty temat rasizmu. Anglii lat 70. najwidoczniej wciąż brak nieco tolerancji, a Jessie Burton zwraca na to uwagę – bez przesady i bez esejów dotyczących dyskryminacji rasowej, raczej w formie krótkich wtrąceń dających do myślenia. 
Prawda jest nieważna, bo prawdą staje się to, w co ludzie wierzą.
Rok 1936 daje nam z kolei wgląd w tę część historii, która silnie oddziałuje na wydarzenia z udziałem Odelle. Tak naprawdę tutaj autorka skupiła się na tym, co w „Muzie” właściwie najważniejsze – na sztuce. Czytelnik zostaje postawiony przed szansą pooglądania z boku procesu twórczego, zastanowienia się, czym tak właściwie jest artyzm i co w sztuce jest najważniejsze. Myślę, że to było dla mnie w tej powieści najlepsze. Dostałam szansę wejścia w skórę idealistycznego artysty, szansę poczucia się tak, jak on i zobaczenia świata w jego sposób. Wiele jest tam kwestii dyskusyjnych, wiele spraw, nad którymi można by się dłużej zastanawiać. Jessie Burton stawia pomiędzy wersami pytania, ale nie na wszystkie podaje odpowiedzi. Sugeruje, by zastanowić się, czy ważniejsze w sztuce jest spełnianie samego siebie i swoich wizji, czy może dopasowanie się do innych, tworzenie pod odbiorcę.
Wszystko dąży ku rozpadowi. Stopniowo, kawałek po kawałek. Coś się zmienia, a my tego nie zauważamy. 
Co przewija się przez obie części to motywy przyjaźni i miłości, ukazane są one jednak w zupełnie różny sposób. Autorka postawiła na nieco szersze spojrzenie, stworzyła między bohaterami relacje niejednoznaczne, momentami wręcz trudne do nazwania czy zdefiniowania. Postacie to zresztą również mocny punkt tego tytułu. Nie było tutaj może takiego bohatera, który by mnie w specjalny sposób oczarował i obudził we mnie miłość do niego, niemniej nie mam tym postaciom nic do zarzucenia. Były barwne, były ludzkie, były prawdziwe. Żyły.
Małżeństwo to gra o przetrwanie.
O czym również warto wspomnieć, to prawdziwość „Muzy”. Nie znajdziecie tutaj odrealnionych, przesłodzonych znajomości czy taniego romansu. Mam wrażenie, jakby ta powieść była scenariuszem na czyjeś życie, bo właściwie sporo w niej prawdopodobieństwa. Wierzę, że coś takiego mogłoby mieć miejsce.
Sztuka rzadko nagina się do ludzkich pragnień.
Zadziwiająca w tej powieści jest także rozpiętość tematyczna, bo mamy tutaj sztukę i szeroko pojmowane tematy kulturowe, mamy elementy powieści obyczajowej, ale i namiastkę sensacji, wkrada się także nieco polityki. To właśnie czyni „Muzę” wielowymiarową.
Dzieło sztuki odnosi sukces tylko wówczas, gdy jego twórca ma wiarę, która powołuje je do istnienia.
Nie jest to tytuł z zawrotną akcją, bo wszystko toczy się w tempie raczej spokojnym i powolnym. Mimo to powieść Burton wciąga w swój magiczny, tajemniczy sposób. Zapraszająco wyciąga rękę i zabiera czytelnika do swojego niezwykłego świata sztuki i romansu. Dodatkowo język jest naprawdę świetny, bo do pewnego stopnia kunsztowny wręcz. Przez tę powieść się płynie, jeśli tylko pozwolicie jej zabrać się w ten nieznany rejs po otwartych wodach.

Ocena: 8/10

Ściskam i całuję,
S.

nieksiazkowy

Sandra, lat dwadzieścia, studentka. Indywidualistka, pożeraczka książek, wyznawczyni przecinkologii.

13 komentarzy:

  1. Zastanawiam się nad tą książką. Może za jakiś czas dam jej szansę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawi mnie ta lektura. Było o niej głośno. Fabuła bardzo przekonuje, twoja recenzja też!
    pozdrawiam,
    polecam-goodbook.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, było, ale jest to jedna z tych niewielu powieści, które - moim zdaniem - rzeczywiście na ten rozgłos zasługują.

      Usuń
  3. Sama treść raczej nie dla mnie, ale samo wydanie bardzo zachęca, aby zawiesić na nim wzrok:)

    Pozdrawiam,
    korczireads.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładka jest faktycznie cudownie minimalistyczna :)

      Usuń
  4. "Muzę" chcę przeczytać od dawna, jednak nigdy nie jest mi z nią po drodze :/ Ciągle decyduję się na inne książki, które chcę "bardziej". Twoja recenzja przypomniała mi o tej książce i utwierdziła w przekonaniu, że muszę te pozycje mieć a następnie przeczytać ♥

    Pozdrawiam ♥
    adventureinthelibrary.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że w końcu wpadnie w Twoje ręce :)

      Usuń
  5. Ta książka ma przecudowną okładkę *.* Pamiętam, jak było o "Muzie" głośno :) A skoro teraz ucichł szum o niej to z chęcią przeczytam :D
    Pozdrawiam! ;* Dolina Książek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też często czekam, aż ucichnie szum, zanim zabieram się za daną powieść!

      Usuń
  6. "Muza" leży na półce i czeka na swoją kolej. Kompletnie nie przeszkadza mi gdy akcja w książce jest wolniejsza i nie ma jakiś wielkich atrakcji :) Okładka jest przepiękna i nie mogę się doczekać aż znajdę trochę czasu na jej przeczytanie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli Ci to nie przeszkadza, to myślę, że „Muza” nie powinna Cię zanudzić :)

      Usuń
  7. Gdyby nie ty, to nawet nie wiedziałabym o tej książce :) kiedyś przeczytam! Okładka cudowna.

    Pozdrawiam,
    toukie z ksiazkowa-przystan.blogspot.com 💘

    OdpowiedzUsuń

Każda opinia jest ważna! :)

Instagram

Wygląd bloga dostosowany do przeglądarki Google Chrome.