„Szpony i kły” Andrzej Sapkowski przedstawia


No tak. Trzydzieści lat. Wiedźmin do wynajęcia za trzy tysiące orenów. Gdy pojawił się w Wyzimie, w k,rczmie „Pod Lisem” nie był już młodzieniaszkiem. Pobielałe włosy, szrama na twarzy i ten charakterystyczny, paskudny uśmiech. Zaczął od górnego C: trzech oprychów, potem strzyga i kolejne stwory – ludzkie bądź nieludzkie – niegodne żyć w świecie, który został nam dany. A potem Biały Wilk poszedł własną drogą. Ciernistą, tak bym to ujął, ale cóż, każdy uczy się na błędach. Gdzieś w oddali łypie do mnie znacząco Hollywood, ale na razie cieszmy się tym, co wyłowiła z wiedźmińskiego konkursu „Nowa Fantastyka” i superNOWA: jedenaście opowieści zainspirowanych losami Geralta oraz jego przyjaciółek i kamratów.
 Andrzej Sapkowski

TYTUŁ: Szpony i kły
AUTOR: zbiorowy
WYDAWNICTWO: superNOWA/2017
LICZBA STRON: 395

Reread całej sagi wiedźmińskiej robiłam na początku zeszłego roku i, prawdę mówiąc, już zdążyłam za tym światem zatęsknić. Z jednej strony zatem chętnie przeczytałabym ją jeszcze raz, z drugiej jednak mam na półce wiele innych wspaniałych tytułów czekających na swoją kolej. Stanęło więc na decyzji, że przeczytanie sagi po raz trzeci musi zostać odroczone w czasie, ale kiedy tylko dowiedziałam się o premierze „Szponów i kłów”... W końcu był to idealny sposób na powrót do wiedźmińskiego świata bez konieczności czytania całej serii. Czy był to zatem udany reunion?
Ballad nie pisze się o niezwykłościach, ale o banałach. Sztuka polega na tym, aby uczynić je niebanalnymi.
„Szpony i kły” to zbiór jedenastu fanowskich opowiadań zainspirowanych pierwowzorem Sapkowskiego, napisanych na potrzeby konkursu organizowanego przez „Nową Fantastykę”. Co najbardziej pozytywnie mnie w tym zbiorze zaskoczyło, to rozpiętość tematów. Prawdę mówiąc, sięgając po niego, spodziewałam się raczej skupienia na Geralcie, ewentualnie na postaciach bardzo mu bliskich, Jaskrze czy Yennefer. Tymczasem „Szpony i kły” dalekie są od postawienia Geralta na pierwszym planie. Owszem, część opowiadań robi z niego głównego bohatera, ciężko przecież oczekiwać, by było inaczej. Na tapet zostają wzięte jednak i inne postacie znane z sagi: Lambert, Coën, Triss Merrigold, Toruviel, a nawet... strzyga. Właśnie ten element uczynił „Szpony i kły” całkiem przyzwoitym przeżyciem literackim. Nie tylko dlatego, że dobrze było dla odmiany poznać trochę wyimaginowanych historii innych bohaterów. Przede wszystkim dlatego, że im mniej znana postać, tym mniej pamiętam ją z sagi, a co za tym idzie – tym mniejsza szansa, że zauważę odchylenia od oryginału i że wersja fanowska będzie mi mocno doskwierać. Nie da się ukryć, że Geralt jest postacią specyficzną, w którą nikt nie wejdzie tak dobrze, jak robi to sam Sapkowski. Przy bohaterach dalszoplanowych ryzyko napisania ich jako tzw. OOC (ang. out of character) jest znacznie niższe, nie wspominając o postaciach z czystą kartą (jak strzyga). 
Cuda się zdarzają. Zwykle wtedy, gdy ich nie oczekujemy.
Dużym wyzwaniem dla autorów okazał się także język. Kto czytał sagę, ten doskonale zdaje sobie sprawę ze stylizacji językowej, jaka pojawia się we wszystkich tomach. Ciężko się zresztą dziwić, bo czas akcji – nawet jeśli jest zupełnie niewymierny i zawieszony w nieokreślonym punkcie – śmiało mógłby wpisywać się gdzieś w przedział średniowieczny. Wszystkie archaizmy czy nietypowe konstrukcje zdań zdają się zatem jak najbardziej na miejscu. Jednak jak ze wszystkim, kluczem do sukcesu jest... umiar. Niektórym opowiadaniom brakowało tej wysublimowanej nutki odmienności językowej i czytało się je tak, jak zwykły tekst. Inne („Kres cudów”) były przesadzone w drugą stronę. W trakcie czytania tego pierwszego opowiadania miałam wrażenie, jakby każde jedno słowo zostało zamienione na archaicznych odpowiednik, co tworzyło pewną irytującą sztuczność. 
Mężczyźni nie traktują pięknych kobiet poważnie. To dla nich tylko trofea. Od czasu do czasu ktoś może się zorientować, że piękność ma także rozum, a to z kolei ich przeraża. W innych zaś kobietach taka uroda wzbudza atawistyczną wręcz nienawiść.
Jeśli miałabym wskazać swoje ulubione opowiadanie, byłaby to „Skala powinności”. Na pierwszym planie Coën i młoda dziewczyna, trochę mądrości, trochę wojny z Nilfgaardem. Nie mogę powiedzieć, że w jakiś specjalny sposób mnie ta historia poruszyła, całościowo jednak do pewnego stopnia chwytała za serce. Za oryginalność chciałabym wyróżnić za to opowiadanie tytułowe, bo przeżycie znanej z sagi sceny opowiedzianej z zupełnie innej perspektywy, perspektywy strzygi, było ciekawym doznaniem, niewątpliwie.
Porażka boli tym bardziej, im dłużej wierzy się w zwycięstwo.
Zapytana, czy polecam ten zbiór, nie do końca wiem, co powinnam odpowiedzieć. To zdecydowanie nie jest zły kawałek literatury, ale nie zalicza się też do najwyższych lotów. To nie Sapkowski, to nie to samo. Myślę, że do „Szponów i kłów” trzeba podejść z dystansem, potraktować je z wyjścia jako twórczość stricte fanowską i po prostu cieszyć się tym, co oferują. Do oryginału im daleko, więc reread pierwowzoru na pewno mnie nie ominie, pierwszy głód jednak do pewnego stopnia zaspokoiłam, więc mogę spokojnie żyć dalej. 

Ocena: 6/10

Ściskam i całuję,
S.

nieksiazkowy

Sandra, lat dwadzieścia, studentka. Indywidualistka, pożeraczka książek, wyznawczyni przecinkologii.

10 komentarzy:

  1. Muszę w końcu nadrobić twórczość Sapkowskiego :D
    Pozdrawiam! Dolina Książek

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym zabrać się za "Wiedźmina", marzy mi się to białe wydanie które kosztuje miliony monet... Ale w końcu po co kupować jedzenie i płacić rachunki skoro można kupić książki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, to białe jest świetne! Ja niestety dostałam całą sagę dawno temu w prezencie, jeszcze w okładkach z gier :( Niemniej bez względu na wydanie polecam bardzo gorąco, bo warto!

      Usuń
  3. Uwielbiam Gerarda, więc z chęcią sięgnę po te opowiadania! A sam Gerald wcale nie musi być na pierwszym miejscu...liczy się klimat:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klimatu nikt nie odda tak dobrze jak Sapkowski, niestety :(

      Usuń
  4. Ja w tamtym roku kończyłam Wiedźmińską sagę i powiem szczerze, że pod koniec nie podobała mi się tak bardzo jak na początku...Od "Wieży Jaskółki" czytało mi się ją dość ciężko i nierzadko musiałam się troszeczkę "zmuszać" :(
    Może kiedyś zatem skuszę się na "Szpony i kły", ale na pewno nie teraz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, ale jak to :( Szkoda, że tak to wyglądało pod koniec, naprawdę szkoda.

      Usuń
  5. Wiedźmina nigdy nie doczytałam do końca i sama muszę zrobić reread i w końcu zamknąć tę serię. :) O tych opowiadaniach słyszałam... jak będę na wielkim głodzie po Wiedźminie to może przeczytam, ale akurat na nich niespecjalnie mi zależy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nie powinno. Nie dorastają oryginalnej historii do pięt.

      Usuń

Każda opinia jest ważna! :)

Instagram

Wygląd bloga dostosowany do przeglądarki Google Chrome.