„Dżentelmen w Moskwie” Amor Towles


Wszystko przez jeden wiersz... To z jego powodu hrabia Rostow musiał zamienić przestronny apartament w Metropolu, najbardziej ekskluzywnym hotelu Moskwy, na mikroskopijny pokój na poddaszu, z oknem wielkości szachownicy. Dożywotnio. Taki wyrok wydał bolszewicki sąd. Rostow wie, że jeśli człowiek nie jest panem swojego losu, to z pewnością stanie się jego sługą. Pozbawiony majątku, wizyt w operze, wykwintnych kolacji i wszystkiego, co dotychczas definiowało jego status, stara się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Z pomocą zaprzyjaźnionego kucharza, pięknej aktorki i niezwykłej dziewczynki na nowo buduje swój świat. Gdy za murami hotelu rozgrywają się największe tragedie dwudziestego wieku, hrabia udowadnia, że bez względu na okoliczności warto być przyzwoitym. A największego bogactwa nikt nam nie odbierze, bo nosimy je w sobie.

TYTUŁ: Dżentelmen w Moskwie
AUTOR: Amor Towles
WYDAWNICTWO: Znak Literanova
LICZBA STRON: 526

To nie tak, że ja się na „Dżentelmena w Moskwie” zdecydowałam, moi drodzy. Ów dżentelmen przyszedł do mnie sam. W planach miałam go już od dawna, ale że zwykle zabieram się w pierwszej kolejności za te powieści, które stoją u mnie na półce, wiedziałam, że jego chwila nie nastanie szybko. Los sprawił jednak tak, że koleżanka z roku spadła mi z „Dżentelmenem...” w ręce z nieba, aż się człowiek nie mógł oprzeć. I niech jej to Bóg w cierpliwości wynagrodzi :) 
Zmienianie się leży w naturze czasów. A w naturze dżentelmenów leży zmienianie się razem z nimi.
Zanim rzeczywiście zabrałam się za powieść Amora Towlesa, wielokrotnie usłyszałam/przeczytałam, że jest to pozycja obowiązkowa dla każdego, kto lubi Bułhakowskiego „Mistrza i Małgorzatę”. Z racji tego, że rosyjski klasyk jest jedną z moich ulubionych lektur szkolnych i książek w ogóle, nie mogłam przejść obojętnie obok takiej zachęty! I zdradzę wam od razu na początku, że wszystkie osoby dające taką rekomendację... miały absolutną rację.
Cóż może nam powiedzieć pierwsze wrażenie na temat kogokolwiek? (...) Ludzie są ze swej natury tak kapryśni, tak skomplikowani, tak uroczo pełni sprzeczności, że zasługują nie tylko na namysł, lecz również na ponowny namysł – oraz na naszą niesłabnącą determinację, byśmy powstrzymywali się od wydawania opinii, dopóki nie ujrzymy tych ludzi w każdym możliwym otoczeniu i o każdej możliwej porze.
Hrabia Rostow zostaje oskarżony o napisanie wiersza, który zupełnie nie przypadł do gustu rosyjskim władzom. W ramach kary skazują go na dożywotni zakaz opuszczania hotelu Metropol, placówki, w której hrabia dotychczas mieszkał. Jak się jednak okazuje, hrabiemu nie tylko nie wolno wychodzić do świata zewnętrznego, musi on  także wynieść się z zajmowanego dotąd apartamentu i zamienić go na ciasną klitkę o standardzie pozostawiającym wiele do życzenia. Choć mogłoby się wydawać, że spędzenie całego życia w jednym miejscu okaże się dla hrabiego karą prawdziwie surową – w końcu pozbawiono go większości przysługujących mu przywilejów i przyjemności, które w gruncie rzeczy czyniły życie hrabiego interesującym – Rostow znajduje sobie inne rozrywki. Podczas gdy on czerpie, ile może, z przypadłego mu w udziale życia, czas mija, a lata uciekają. 
Gdyby cierpliwość nie była tak łatwo wystawiana na próbę, trudno byłoby ją uznać za cnotę. 
Klimat! Jeśli istnieje coś, za co kocham „Mistrza i Małgorzatę” bardziej niż za postacie, ewidentnie jest to atmosfera. Atmosfera, która w bardzo podobnym wydaniu została mi zaserwowana i tutaj. Jest lekko, przyjemnie i absurdalnie. Amor Towles postawił na różne rodzaje komizmu: komizm postaci, słowny, ale i sytuacyjny. Nie uznaję się za wielką fankę komizmu w jakiejkolwiek formie, groteski tym bardziej, jednak umiejętny sposób, w jaki autor dostarczył mi odpowiednią dawkę śmieszności, kupił mnie bez dwóch zdań. Nie chodzi tylko o to, że przez „Dżentelmena” się płynie, bo lekkość klimatu nie pozwala nam się oderwać. Istotą rzeczy jest właśnie groteskowość, która urzekła mnie także u Bułhakowa, a która uwidacznia się  tu już od samego początku („Skazuję pana na dożywotni pobyt w hotelu”? ;) ). 
Jako gatunek wyewoluowaliśmy w taki sposób, by najwięcej uwagi poświęcać temu, co  znajduje się poza naszym zasięgiem. 
O czym jednak warto wspomnieć, to pewien... klimatyczny paradoks. Amor Towles stworzył w hotelu Metropol mikroklimat. Choć nasz główny bohater został zamknięty na resztę swojego życia w czterech kątach jednego budynku, wszystko to, co można wyciągnąć z miejsca akcji, zostało wyciągnięte. Odnoszę się tutaj oczywiście do Rosji samej w sobie. Bułhakow nie mógł pozwolić sobie na swobodę krytykowania rosyjskiego totalitaryzmu, bo czasy mu na to nie pozwalały. Robił to w sposób zawoalowany i niebezpośredni, ale przezabawny. Towles nie ma aż tak skrępowanych rąk, prześmiewczość jego narracji jest jednak równie wyrafinowana, choć nieco mniej subtelna. Wszystko to, co funkcjonowało w Rosji na zewnątrz, funkcjonuje i w Metropolu. Ludzie donoszą, pną się po szczeblach kariery, hołubią Stalina albo zostają zesłani na Sybir za swoje przewinienia. Ba, mamy nawet zjazd partii, który odbywa się w samym hotelu. 
Poczucie straty jest właśnie tym, na co musimy się przygotować i co musimy w sobie pielęgnować do końca naszych dni. Bowiem jedynie złamane serce ostatecznie odrzuca wszystko to, co efemeryczne w miłości.
Nie tylko jednak obraz Rosji jest w „Dżentelmenie” istotny, bo to tytułowy bohater gra tutaj pierwsze skrzypce. Jeśli miałabym się pokusić o nieprofesjonalną i nieco niepoważną uwagę, to śmiało mogłabym stwierdzić, że hrabia Rostow mógłby zostać moim mężem. Nie chodzi nawet o to, że jest dżentelmenem z krwi i kości, a ten gatunek uznaje się za wymierający, bardziej o jego usposobienie i podejście do życia. Brał, ile mógł, z tego, co miał. Cieszył się swoim życiem, choć przecież mogło być lepsze. Miał dobre serce, ale daleko mu było do świętoszka. Nie należał do sztywniaków o przerośniętym ego, pomimo swojego tytułu i statusu, był po prostu przyzwoitym człowiekiem o niebywałym, acz wysublimowanym poczuciu humoru. Co ważniejsze, określiłabym go mianem piekielnie inteligentnego, ale zdecydowanie nie przemądrzałego. I jakiż bywał kreatywny! Aż ciężko uwierzyć :)
Bo w życiu nie liczy się to, czy nagrodzą nas oklaskami, lecz to, czy będziemy mieli odwagę iść naprzód mimo braku gwarancji uznania. 
Nie byłabym sobą, gdybym nie wtrąciła pięciu groszy dotyczących warstwy językowej, ale, moi drodzy, jak pięknie jest to wszystko napisane! Nie górnolotnie, nie tak, że od nadmiaru patetyzmu można by spuchnąć, po prostu pięknie. Z tak niebywałą lekkością pióra, że aż się człowiek zieleni z zazdrości. Tak, kunszt literacki chętnie bym Amorowi Towlesowi ukradła.
Nieszczęścia objawiają się pod różnymi postaciami i jeśli mężczyzna nie jest panem swojego losu, to z pewnością stanie się jego sługą. 
Czy polecam? Zdecydowanie! Wspaniała, lekka, cudownie napisana obyczajówka, przy której można się i pośmiać, i wzruszyć. Miała swoje delikatne niedociągnięcia, ale bledną one w obliczu całości na tyle mocno, że nie warto nawet się nad nimi rozwodzić. Jeśli zatem zastanawiacie się, czy „Dżentelmen w Moskwie” jest powieścią godną uwagi, to chciałabym w tej chwili owe wątpliwości rozwiać: jest. A jeśli przypadkiem ktoś z was przeżył już wspaniałą przygodę z „Mistrzem i Małgorzatą” i jest mu mało, to zapraszam na powtórkę z rozrywki, tylko w nieco innym wydaniu :)

Ocena: 9/10

Ściskam i całuję,
S.

nieksiazkowy

Sandra, lat dwadzieścia, studentka. Indywidualistka, pożeraczka książek, wyznawczyni przecinkologii.

20 komentarzy:

  1. Zastanawiałam się nad tą książką i chyba się jednak skuszę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle pozytywnych opinii słyszałam, że muszę w końcu przeczytać tę pozycję ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I oby Twoja opinia też była później pozytywna :)

      Usuń
  3. Uwielbiam rosyjską literaturę, więc ta pozycja to dla mnie must-have! <3 I do tego jeszcze to piękne wydanie <3

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie,
    oliviaczyta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, okładka jest przepiękna! Minimalistyczna, w tak cudownym złocie :)

      Usuń
  4. Książka świetna, piękna i mądra. Największe zaskoczenie tego roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie może i nie największe, ale zdecydowanie jedno z tych bardziej pozytywnych :)

      Usuń
  5. Jak ja kocham "Mistrza i Małgorzatę"! :)
    Coś mi się zdaje, że "Dżentelmen..." też kiedyś do mnie przyjdzie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli kochasz powieść Bułhakowa, to lepiej by przyszedł! :)

      Usuń
  6. Troszkę obawiałam się tej pozycji, ale ciesze się, że ją przeczytałam. Był to dobrze zainwestowany czas. Hrabia Rostow skradł moje serce!

    Pozdrawiam, maobmaze ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Ta książka ma niewątpliwie jedną z piękniejszych okładek jakie widziałam!:) a treść również zapowiada się obiecująco. Nie pozostaje nic, tylko zacząć ją czytać! ;)

    Pozdrawiam,
    korczireads.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Jedna z moich ulubionych pozycji tego roku, mnie również styl pisania autora niezwykle urzekł ;) Świetna recenzja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie także plasuje się na szczycie listy najlepszych powieści 2017:) I dziękuję!

      Usuń
  9. Muszę przyznać, że Twoja recenzja bardzo mnie zachęciła, a przede wszystkim ten rosyjski mikroklimat. Myślałam, że tego może brakować, a z Twojej recenzji wynika, że cała otoczka znajduje się wewnątrz tych murów. Lubię rosyjskie pióro, a przynajmniej te, z którym się spotkałam. Książka jest wydana przepięknie i muszę w końcu po nią sięgnąć, choć sądząc po piętrzącym się stosie książek nieprzeczytanych, to trochę on sobie poczeka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mikroklimat jest absolutnie cudowny i świetnie oddaje to, co w Rosji tamtych czasów najlepsze - absurd.

      Usuń
  10. To musi byc bardzo klimatyczna książka... będę na nią polować!

    OdpowiedzUsuń

Każda opinia jest ważna! :)

Instagram

Wygląd bloga dostosowany do przeglądarki Google Chrome.