„Instrukcja dla pań sprzątających” Lucia Berlin


«Instrukcja dla pań sprzątających» to wydany pośmiertnie zbiór najlepszych tekstów legendarnej amerykańskiej autorki opowiadań, przyjęty z zachwytem przez recenzentów i rzesze czytelników, którzy przedtem z twórczością Berlin nie mieli okazji się zetknąć. Z temperamentem Raymonda Carvera, humorem Grace Paley oraz mieszaniną własnej inteligencji i melancholii autorka tworzyła cuda z dnia codziennego, pisząc o zwykłym życiu i chwilach objawień: w pralniach samoobsługowych, w ośrodkach resocjalizacji i w rezydencjach klasy wyższej, wśród telefonistek, zmagających się z życiem matek, autostopowiczów i złych chrześcijan.


TYTUŁ: Instrukcja dla pań sprzątających
AUTOR: Lucia Berlin
WYDAWNICTWO: WAB/2017
LICZBA STRON: 472

Nie jestem osobą, która lubi eksperymenty. Tak generalnie. Do tej pory jedynym zbiorem opowiadań, jaki w życiu trzymałam w swoich rękach i skusiłam się przeczytać (z własnej woli, bo to kwestia niezwykle istotna), był Sapkowski, moje doświadczenie z literaturą tego typu oscylowało zatem w okolicach zera. Kiedy jednak wydawnictwo WAB zaproponowało mi zrecenzowanie omawianej dzisiaj przeze mnie powieści, pomyślałam: „Czemu by nie?”. Chciałam spróbować czegoś nieco innego, pozycji ambitniejszej, a takim właśnie tytułem na pierwszy rzut oka wydawała się „Instrukcja...”. 
Jeśli ktoś mówi, że wie, jak się czujesz, to jest głupcem.
Zbiór opowiadań Lucii Berlin zawiera czterdzieści trzy teksty. Jedne z nich są dłuższe, inne liczą sobie zaledwie dwie strony. Każdy z nich przedstawia krótką historię, której epicentrum zwykle stanowi Lucia. Poznajemy ją jako dziewczynkę, młodą kobietę, osobę dorosłą, a ostatecznie także starszą panią z życiem zbliżającym się ku końcowi. Niektóre historyjki są pełne przesłania, a przynajmniej łatwo je odnaleźć – ukazują konkretny problem, przeszkodę życiową, układają łańcuch przyczynowo-skutkowy, by ostatecznie nakarmić czytelnika ukrytym pomiędzy wersami, nazwijmy to, morałem. Nie jest to jednak powieść o charakterze moralizatorskim, zdecydowanie nie. Lucia Berlin opisuje swoje życie, różne jego aspekty, a to że historia sama w sobie może stanowić lekcję? To fakt, ale nie sztucznie uzyskany efekt. Inne opowiadania są z kolei bardziej trywialne, skupiają się na prozaicznych sytuacjach, fragmentach wspomnień wyrwanych z kontekstu i przytoczonych tylko dlatego, że choć jeden element składowy został przez autorkę uznany za wart zapamiętania.
Każdy ból jest prawdziwy.
Ciężko mi niezwykle w jakikolwiek sposób się ustosunkować. Chciałabym móc w tej chwili napisać wam, że jest to zbiór, który powalił mnie na kolana i na długo zostanie w mojej pamięci. Problem pojawia się już jednak w samej formie „Instrukcji...”, a przynajmniej konkretnie w sposobie, w jaki opowiadania zostały dobrane, i kolejności, w jakiej je ułożono. W trakcie czytania nie opuszczało mnie pewne porównanie czy też może metafora w bardzo obrazowy sposób oddająca, dlaczego uważam ten zbiór za chaotyczny zlepek pourywanych historyjek. Opowiadania były niezwykle porozrzucane po osi czasu życia Lucii, prawie niczym w dokumencie historycznym skupiającym się tylko na wybranych okresach i wątkach, łączącym je w niekoniecznie uporządkowany sposób. Pierwsze mogło dotyczyć jej dzieciństwa, kolejne dorosłego życia, a trzecie lat nastoletnich. Odczucie chaosu dodatkowo potęgował sposób narracji, którym autorka żonglowała w dowolny sposób, niemający zresztą za bardzo ładu i składu. W pewnych momentach wyrażała się o sobie w pierwszej osobie, czasami przechodziła do narracji trzecioosobowej, ale i tutaj pojawiały się rozliczne warianty: narrator wszechwiedzący, narrator będący przypadkową postacią (i jako czytelnik nie miałam zwykle pojęcia, skąd ta osoba właściwie się w tej historii wzięła), narrator-Lucia w trzeciej osobie. Często zmieniała także imię swojej bohaterki, która w gruncie rzeczy zawsze była nią. Parała się jednak rozmaitymi zawodami, przedstawiała się odmiennymi nazwiskami (małżeństwa), a nawet imionami. Wszystko to spowodowało, że w trakcie lektury nie za bardzo wiedziałam, co czytam, o kim czytam i jaki to ma związek z samą autorką. Do ostatniej strony nie potrafiłam poskładać tych czterdziestu paru opowiadań w jedną całość, połączyć elementów i wysnuć z tego, jak wyglądało życie Lucii Berlin. Prawdę mówiąc, gdyby nie nota biograficzna na końcu, zapewne do tej pory nic bym nie wiedziała.
Strach, bieda, alkoholizm, samotność to choroby śmiertelne. Ostre przypadki.
Z drugiej jednak strony, patrząc na opowiadania jednostkowo, nie w formie całości, uważam, że są godne uwagi. Poruszane tematy, przynajmniej w jakiejś części, śmiało można uznać za ważkie i warte rozważenia. Lucia Berlin nie miała łatwego i szczęśliwego życia, ale dzięki temu (albo przez to) nie było ono także nudne. Berlin była trzykrotnie mężatką, miała problemy rodzinne, samotnie wychowywała dzieci, parała się tyloma zawodami, że starczyłoby dla całego grona ludzi, a dodatkowo doświadczyła i wyszła z nałogu alkoholowego. Wszystkie te elementy jej życia są w tych opowiadaniach pokazane i gdyby chronologia była choć ociupinkę bardziej zachowana, moglibyśmy wnikliwie przeanalizować upadek i ponowny wzrost Lucii. Objęcie tak dużego okresu daje przecież ogromne możliwości, zdaje się pozostawać jednak jedynie niewykorzystanym potencjałem. Liczyłam na swego rodzaju studium życia bohaterki. Nie biografię, nie. Prawdziwą, literacką historię tego, co się u niej wydarzyło. Jedyne, co niestety otrzymałam, to bałagan w głowie i niepoukładane informacje, z których niewiele w gruncie rzeczy da się wyłuskać.
Ból kryje się w świadomości, że szczęście jest nietrwałe.
Czego jednak tej powieści odmówić nie mogę, to pięknego języka. „Instrukcja...” napisana jest w sposób naprawdę dojrzały. Czuć wprawne pióro autorki i tę literackość, choć słowa wcale nie są wyszukane i górnolotne. Sposób, w jaki Lucia Berlin buduje zdania, jak następnie komponuje z nich opowiadanie, urzekł mnie od samego początku. Miałam poczucie, że to, co czytam jest dobre. A przynajmniej dobrze napisane ;) 
Walka o lepszy świat to jedyny powód do życia.
Nie jestem w stanie wydać ostatecznego sądu, określić się, czy jestem zadowolona. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jednak za dużo tutaj chaosu, że taki misz-masz nie jest dla mnie i potrzebuję lektur bardziej poukładanych i składnych. Nie zapominam jednak o swoim braku obycia ze zbiorami, być może moje oczekiwania były złe i tak wygórowane, że właściwie niemożliwe do spełnienia. To zdecydowanie nie jest zły tytuł, bo przede wszystkim tytuł o nienagannym warsztacie. Merytorycznie jednak czegoś tutaj zabrakło. Nie będę odradzać, uprzedzam jednak, że warto uzbroić się w cierpliwość. Chyba że jesteście fanami chaotycznych zbiorów o rozmytej linii fabularnej, wtedy... wtedy nie wahajcie się ani chwili :)

Ocena: 6/10

Za zaufanie i możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu WAB.

Ściskam i całuję,
S.

nieksiazkowy

Sandra, lat dwadzieścia, studentka. Indywidualistka, pożeraczka książek, wyznawczyni przecinkologii.

16 komentarzy:

  1. Miałam zamiar kupić tę książkę, ale z racji, że nie lubię nieładu w książce, to Twoja recenzja pomogła mi podjąć decyzję. Raczej po nią nie sięgnę;)

    Pozdrawiam gorąco,
    korczireads.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nieład był tutaj naprawdę niemałym problemem.

      Usuń
  2. Hm. Trudno mi teraz napisać co myślę. Zacznę od tego, że recenzja jest jak zawsze świetna, ale Twoja ambiwalencja w ocenie tej książki zagmatwała jeszcze bardziej moje odczucia co do niej. Straszna szkoda, że opowiadania nie łączyły się w jakąś spójną całość, szczególnie jeśli wszystkie dotyczyły jednej i tej samej postaci. Druga sprawa - skakanie po narracji może nie być złe, o ile posiada jakieś wyraźne uzasadnienie, tu jak rozumiem, nieodkrywalne dla czytelnika.
    Jeśli chodzi o mnie - również nie czytywałam zbyt wielu opowiadań. Chyba przede wszystkim Balsamy dla duszy oraz kilka pozycji w dzieciństwie, które całkiem przypadły mi do gustu. Wolę chyba jednak kiedy każde z opowiadań opisuje odrębną historię - wtedy zabieg umieszczenia losów w opowiadaniu jest uzasadniony. Opowiadanie pełnej historii w takiej formie może budzić pewne uzasadnione podejrzenia, że autorce trudno było stworzyć z tego pełną historię, dlatego pokusiła się o formę opowiadań, gdzie nic nie łączy się w spójną całość. Po książkę chyba nie sięgnę, mimo wszystko fajnie, że przełamujesz formy :D

    Pozdrawiam serdecznie, cass z cozy universe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przełamuję, ale nie czuję się zbytnio usatysfakcjonowana po tym dość nietypowym spotkaniu :(

      Usuń
  3. Książka nie dla mnie. Raz że nie lubię chaosu w książce, a druga kwestia jest taka, że nie przepadam za opowiadaniami. A jeszcze jak każde jest z innej bajki to w ogóle brrrr. Nie sięgnę po nią, ale fajnie się czytało Twoją recenzję.

    Pozdrawiam, Paulina:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Naaa razie nie jestem przekonana. To się może zmieni, ale nie czytam takich książek. Po prostu nie lubię. Poza tym twoja opinia na razie odradza mi tę książkę.
    pozdrawiam, polecam-goodbook.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba nie sięgnę, opowiadania to jest coś po co sięgam rzadko, a ten chaos w nich to już mnie w ogóle nie przekonuje.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, gdybym ja wiedziała, że zostanę pożarta przez ten chaos... ;)

      Usuń
  6. Ciekawe chociaż chyba mnie nie urzeka. Akurat ja opowiadania lubię, ale chaos mnie zniechęca.

    OdpowiedzUsuń
  7. oooo, chyba nie dla mnie ... :D

    https://bartoszczyta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytam. Nie radzę sobie z odczytaniem intencji, przekazu. Pomyślałam, że mam kiepskie dni. Sięgnełam po opinie. Teraz wiem, że mną jest w porządku. Jednak dokończę ją, ale bez zaangażowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Także zastanawiałam się podczas lektury, czy to może kwestia ciasnoty mojego umysłu...

      Usuń

Każda opinia jest ważna! :)

Instagram

Wygląd bloga dostosowany do przeglądarki Google Chrome.